Najszczęśliwszy dzień w życiu

Zgadnijcie o czym dzisiaj będzie? Wiecie już?

Pewnie pomyśleliście, że o ślubie. No właśnie, jakoś tak się przyjęło, że ślub nazywa się często najszczęśliwszym lub najpiękniejszym dniem w życiu. Moim zdaniem kompletnie bez sensu.

Oczywiście może być tak, że to tylko moja perspektywa, bo ja już cały ten cyrk, o przepraszam, ten najpiękniejszy dzień mam za sobą. Może tylko zazdroszczę i próbuję psuć zabawę tym, którzy jeszcze czekają i planują.

Powiem szczerze, że rzeczywiście, gdybym miała uwierzyć, że wszystko co najlepsze już za mną to chyba nie pozostałoby mi nic, niż się załamać. Dlatego absolutnie nie zgadzam się na nazywanie któregokolwiek dnia w mojej przeszłości najszczęśliwszym w moim życiu.

Dobra, zakładając jednak, że jesteśmy już starzy, wspominamy swoje życie, to czy ślub naprawdę jest takim najpiękniejszym dniem? Dla mnie ślub był przede wszystkim męczący i stresujący. Dzień urodzenia dzieci? Również pamiętam więcej zmęczenia niż szczęścia. I w sumie podobnie wspominam wszystkie ważne życiowe wydarzenia: męczące i stresujące.

Dla mnie szczęście kryje się w tych prostych dniach i chwilach. Ciężko wskazać jeden, ten naj. Szczęśliwsza i spokojniejsza niż w tłumie weselnych gości byłam spędzając leniwy dzień z rodziną na działce. Od sesji zdjęciowej w pięknych strojach wolę wspólne zagrzebanie się pod kocykiem i oglądanie filmów, bo w takich sytuacjach nic nie jest na pokaz. Wszystko jest prawdziwe, nieskrępowane i takie, jak lubię.

Zapytałam mojego męża jaki to jest najszczęśliwszy dzień w życiu, po żachnięciu się „No na pewno nie ślub!” i chwili namysłu powiedział, że każdy dzień, w którym i ja i dzieci się uśmiechamy. Kolejna prosta definicja przystająca do moich przemyśleń.

Na koniec dodam, że myślę, że dla większości ludzi oczekiwanie, że jeden konkretny dzień będzie najpiękniejszy kończy się rozczarowaniem. Po pierwsze presja, że ma być pięknie i idealnie powoduje stres. Po drugie świadomość, że lepiej już nie będzie, że nie będzie już o co walczyć, na co czekać – dla mnie to nie do zaakceptowania.

Wiele razy oczekiwałam, planowałam, że jeśli stanie się taka a taka rzecz, to będzie to wyjątkowe i cały dzień przez to będzie wyjątkowy, szczęśliwy. A zazwyczaj rzeczywistość okazuje się dość zwyczajna. Tak więc cieszmy się z prostych, szczęśliwych chwil, nie czekajmy z byciem szczęśliwym na wielkie wydarzenia, bo one mogą nie nadejść lub okazać się mniej szczęśliwe, niż byśmy chcieli.

I tak na marginesie: mam do Was prośbę. Nie biorę udziału w konkursie na bloga roku, nie proszę Was o SMS-y, ale o to, żebyście polecili mój blog znajomemu, jeśli podoba Wam się to, co piszę. Albo chociaż napiszcie mi tu od czasu do czasu komentarz. Dziękuję!

Post Author: Rozwyrazowana

Mam 25 lat, męża, dwoje dzieci, wielkie plany i ambicje. Przede wszystkim marzę o tym, by moja pisanina została kiedyś wydana. Na razie skończyłam pisać pierwsza książkę i pracuję nad drugą. Poza tym w zeszłym roku schudłam 30 kg, więc temat odchudzania, zdrowego żywienia i ćwiczeń też jest mi bliski.

3 thoughts on “Najszczęśliwszy dzień w życiu

    M26

    (27 lutego 2016 - 22:03)

    Ja jeszcze bez ślubu i być może całe życie będę starą panną, ale wydaje mi się, że popieram Twoje myślenie 🙂 Nie umiem wskazać najszczęśliwszego dnia, prędzej pojedyncze szczęśliwe chwile. Z ostatniego czasu przyszedł mi do głowy dzień obrony magistra (ulga po niezbyt lubianych studiach i w bólach napisanej pracy…) i dzień wyprowadzki od rodziców (dosłownie jeden dzień później). Chciałabym napisać dzień, w którym przywiozłam do domu wymarzonego kota, ale pierwszej nocy tak szalała, że wspominam to z przerażeniem 😀 Pozdrowionka! 🙂

      Rozwyrazowana

      (29 lutego 2016 - 19:45)

      Widzisz, ja mam poczucie, że mi wszystkie wielkie chwile wychodzą jak Tobie z tym kotem. Ma być pięknie i wspaniale, a wychodzi trochę inaczej:). A efektami łatwiej cieszyć się kilka dni później, gdy pierwsze emocje opadną.

    Zielonooka

    (29 września 2016 - 11:58)

    A ja, kiedy myślę o szczęściu, mam w głowie taki obrazek: ja i moja przyjaciółka o 5 rano targamy grilla na kółkach do jej domu po skończonej babskiej imprezie. Puste miasto, wschodzące słońce, wspaniała pomaturalna wolność. Chociaż przeżyłam wiele pięknych chwil, to to wspomnienie zawsze powoduje u mnie uśmiech i ciepło w sercu.

    A ślub? Tak. Było pięknie, ale dopiero gdy już doszliśmy do ołtarza, wcześniej to była okropna nerwówka i jeden z bardziej stresujących dni w moim życicu.

    Zostawiam komentarz, bo każdy to lubi ;D 🙂

Skomentuj Rozwyrazowana Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *