Miejskie legendy: O radnym, który rozwiązał tajemnicę zaginięcia Ewy Tylman

Zastanawialiście się kiedyś skąd się biorą miejskie legendy? Jak powstają i skąd się w ogóle biorą w ogólnej świadomości?
Tak jak pisałam w poprzednich odcinkach, miejskie legendy zazwyczaj są stare, uderzają w nasze uniwersale lęki, dotyczą spraw ważnych lub interesujących. Ostatnio, za sprawą pana Michała Boruczkowskiego, który jest poznańskim radnym, w polskim folklorze pojawiła się nowa miejska legenda. Pod pewnymi względami zupełni klasyczna, pod innymi zupełnie nowa. Zresztą, przekonajcie się sami:

Łowcy organów z Poznania

W Poznaniu od czasu do czasu giną młodzi ludzie, najbardziej znanym przykładem jest tu sprawa Ewy Tylman. Każdy z Was o niej słyszał, prawda? A co, jeśli nie są to zwykłe zaginięcia, a młodzi ludzie padają ofiarą łowców organów? Okazuje się, że jest to całkiem zorganizowana grupa o bardzo specyficznym schemacie działania. Wyszukują na ulicach młode osoby, które wyglądają na zdrowe. Potem taką osobę śledzą, a gdy nadarzy się okazja, to niepostrzeżenie wbijają jej igłę i w ten sposób usypiają. Uśpionej osobie pobierają krew, by sprawdzić, czy jej organy rzeczywiście nadadzą się na czarny rynek. Jeśli tak, uderzają ponownie i porywają nieszczęśnika. A jeśli nie…
Jeśli nie, taka osoba może nawet nigdy się nie dowiedzieć, że była na ich celowniku, bo jedynym dowodem spotkania są dwa małe ślady po wkłuciu igły. Także Poznaniacy, bądźcie czujni! Szukajcie na swoich ciałach śladów, nie dajcie się porwać!
A jaka jest rola pana radnego w tej historii? Pan radny święcie w tę historię wierzy, tak święcie, że wystosował interpelację do prezydenta miasta żądając podjęcia stanowczych działań w tej sprawie. A jakie pan radny ma na to dowody? Klasyczne.
Znajoma znajomej pana radnego znalazła takie ślady na swoim ciele. Sprawę zgłosiła na policję, ale policja wydaje się nie przejmować zbyt mocno. Pan radny zapewnia, że jego znajoma to osoba bardzo prawdomówna i on wierzy jej bez żadnych zastrzeżeń. Co ciekawe, ani Straż Miejska, ani Policja nie otrzymały ani jednego tego typu zgłoszenia, a Pan radny twierdzi, że problem jest powszechny i od dawna w Poznaniu znany.

Jak pierwszy raz zobaczyłam artykuł na ten temat na TVN24, to nie mogłam wyjść z podziwu. Zachowane są wszystkie cechy dobrej miejskiej legendy. Wszystkie. A równocześnie, gdy przeszukuję wszystkie znane mi źródła dotyczące legend miejskich, to nie widzę nic podobnego. Jest jedna legenda o kradzieży nerek, ale to nie ta.

Dlaczego więc ta opowieść moim zdaniem jest doskonałą kandydatką na to, by zostać z nami na dłużej?

  1. Porusza chwytliwy i emocjonujący temat. Polska dość długo żyła sprawą Ewy Tylman, a gdy szajkę łowców organów podamy jako rozwiązanie tej sprawy, to grono potencjalnych odbiorców jest spore. A nawet bez Ewy temat porwań, zaginięć i tak skomplikowanej zbrodni zazwyczaj zyskuje sporo uwagi.
  2. Historia, tak jak w każdej miejskiej legendzie, nie dzieje się gdzieś. Dzieje się tu, w Poznaniu (choć ja akurat mam do Poznania daleko). Nie zdarza się komuś anonimowemu, przytrafiło się to znajomej znajomej radnego, którego możemy zobaczyć w telewizji, a skoro on istniej, to istnieje też jego znajoma i jej znajoma. I choć ta znajoma znajomej to trochę abstrakcja, to jednak łatwo nam sobie ofiarę wyobrazić. Tym bardziej, gdy w grono ofiar wciągniemy Ewę. Ewę, której zdjęcia widział prawie każdy Polak.
  3. Sprawa nie wydarzyła się „dawno temu” czy „kiedyś”. To, według opowieści, dzieje się wciąż i wciąż jest realnym zagrożeniem dla mieszkańców miasta. I w związku z tym, pojawia się kolejna cecha charakterystyczna legend miejskich: morał/przestroga: w tym wypadku ostrzeżenie, by dokładnie szukać na swoim ciele śladów po igle. Bo może sprawa nie dotyczy tylko kogoś, kogo możemy znać? Może dotyczy nas?

To jak? Kto z Was idzie szukać śladów igieł na rękach?

***

Jeśli śledzicie mój profil na Facebooku to pewnie wiecie, że zdecydowałam się wydać własnym kosztem „Chichot chochlika” i lada dzień spodziewam się dostać wydrukowane książki. Jeśli nie polubiliście mnie jeszcze na Facebooku, to zróbcie to teraz – gdy „Chichot” będzie gotowy, to ogłoszę drobny konkurs. Nie przegapcie go!

A mój profil znajdziecie tutaj.

Post Author: Rozwyrazowana

Mam 25 lat, męża, dwoje dzieci, wielkie plany i ambicje. Przede wszystkim marzę o tym, by moja pisanina została kiedyś wydana. Na razie skończyłam pisać pierwsza książkę i pracuję nad drugą. Poza tym w zeszłym roku schudłam 30 kg, więc temat odchudzania, zdrowego żywienia i ćwiczeń też jest mi bliski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *