Podcinanie skrzydeł

 Mój mąż tak mnie kocha, że nawet z jednodniowego wyjazdu przywozi mi prezenty. Tym razem ze szkolenia przywiózł mi paskudnego wirusa i drugi dzień pijemy herbatki ziołowe i próbujemy przeżyć. Jeśli w dzisiejszej notce brakuje chwilami sensu, to wina tego wirusa (i mojego męża!), a nie moja.
Zawsze tam, gdzie pojawi się sukces znajdzie się też grupa ludzi próbująca ten sukces zdeprecjonować. Co kieruje ludźmi, którzy robią wszystko, by nie przyznać, że udało ci się coś osiągnąć? A szczególnie, że jest to twoja zasługa? Zasługa twojej ciężkiej pracy? Czytaj więcej o Podcinanie skrzydeł

Skończyłam się odchudzać

Dzisiaj waga pokazała 64,9 kg, więc cel został osiągnięty. Zrzuciłam pełne 30 kg. Jestem z siebie dumna, oczywiście. Mimo wszystko zamiast skakać z radości zastanawiam się: co dalej. Co dla mnie oznacza koniec diety?
Zacznijmy od tego, że odchudzanie było dla mnie swego rodzaju podróżą. Długa podróżą. Zaczęłam dietę w połowie września zeszłego roku. Ćwiczyć zaczęłam w połowie października. Od zerowej kondycji doszłam do bardzo przyzwoitego poziomu i jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego niż przestanie być na diecie. P prostu trzeba więcej jeść, co przecież nie powinno być problemem. Błąd. Brak zbilansowania diety po diecie odchudzającej prowadzi do efektu jo-jo. Po tych wszystkich miesiącach ja doskonale wiem jak 1500 kcal/dzień wygląda na talerzu. A jeszcze lepiej wiem jak wygląda śniadanie 300 kcal. Jak wygląda drugie śniadanie 200 kcal. Obiad w okolicach 500 kcal. Potem podwieczorek koło 150 kcal, a na koniec kolacja w okolicach 300 kcal. I to wszystko, to są bardzo satysfakcjonujące porcje. Czytaj więcej o Skończyłam się odchudzać

Zdrowie i samopoczucie w rozmiarze plus

Uwaga, będzie mocno subiektywnie!
Nad tym, jak było naprawdę z moim zdrowiem i samopoczuciem zaczęłam się zastanawiać niedawno pod wpływem pewnego wydarzenia. Byłam na szkoleniu, jeden z wykładów prowadziła dziewczyna tak bardzo podobna do grubej mnie. Mniej więcej w moim wieku, mniej więcej mojego wzrostu i wagi sprzed odchudzania, o bardzo zbliżonej figurze i typie urody. Mówiła ciekawe rzeczy, była dobrze przygotowana, ale moją uwagę zwrócił jej ciężki oddech. Dostała zadyszki od samego mówienia! Nie wielkiej zadyszki, nie takiej jak po biegu, ale oddychała zdecydowanie ciężej niż powinna. Zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie, bo już zdążyłam zapomnieć jak ciężko oddychało mi się z dodatkowym balastem. Jak od czasu do czasu ktoś przez telefon pytał czemu jestem taka zdyszana. Mimo wszystko ja cały czas oszukiwałam sama siebie, że wcale nie jest z moim oddechem źle. Teraz też często słyszę przez telefon: a co ty taka zdyszana? Z tą różnicą, że zdarza się to jak ktoś zadzwoni gdy ćwiczę.
Moje serce też odwalało kawał koszmarnej roboty, szczególnie w ciąży. W ciąży miewałam tętno spoczynkowe sięgające 140 uderzeń/minutę. A 100-110 to była norma. W tej chwili moje normalne tętno to ok. 60 uderzeń/minutę. Połowę mniej. I ciśnienie też mam lepsze. Jestem przekonana, że mojemu sercu z tym zdecydowanie lepiej. Czytaj więcej o Zdrowie i samopoczucie w rozmiarze plus

29 kg – ile to rozmiarów

Do celu brakuje mi jeszcze jednego kilograma, ale żeby nie zarzucić bloga całkiem tematem diety i zmian jakie we mnie zaszły, gdy cel osiągnę, to już dziś podejdę do tego tematu. Myślę, że ten 1kg już tak bardzo dużo nie zmieni w moich wymiarach. Pod ścianą tekstu są zdjęcia, więc cierpliwości.
Długo unikałam mierzenia się, dlatego nie powiem dokładnie ile gdzie miałam na początku odchudzania. Z tego co pamiętam, to w talii było to około 90 cm, w biuście 115 cm (ale pamiętajcie, że karmiłam piersią). W moich chudych, licealno-gimnazjalnych czasach w biuście miałam 92 cm, w talii 67 cm – ze względu na budowę żeber nigdy nie będę mięć wąskiej talii, a w biodrach 88 cm. Ważyłam jakieś 57 kg i miałam ok. 173 cm wzrostu. Przynajmniej wzrost się nie zmienił. W tej chwili w biuście mam 95 cm, w talii 73 cm, w biodrach 88 i ważę 66 kg. Kilogramów 9 na plus, a centymetrów niedużo – magia mięśni. Czytaj więcej o 29 kg – ile to rozmiarów

Dzień bez diety

Nie, nie będzie to post o Międzynarodowym Dniu Bez Diety, który wypadał miesiąc temu. Nie świętowałam go. Dzisiaj będzie o tym, co anglojęzyczni nazywają „cheat day”, a więc dniem oszustwa. Całość z dedykacją dla Daniela, bo to rozmowa z nim skłoniła mnie do podjęcia tego tematu.
Zacznijmy od tego czym jest taki „dzień oszustwa”, to po prostu dzień, gdy dieta schodzi na dalszy plan. Gdzie posiłków się nie waży, nie mierzy i nie analizuje składu każdej rzeczy wkładanej na talerz i do ust.
Jakie są zalety takiego dnia? Takie same jak każdego urlopu. Odpoczynek przede wszystkim. Odejście od rutyny, wrzucenie na luz. Ale tak jak urlop nie byłby urlopem, gdybyśmy brali go za często tak samo na diecie za często nie można pozwolić sobie na odstępstwa.
Jak to u mnie wygląda? Moje zapotrzebowanie przy obecnym stopniu aktywności, to ok. 2200 kcal. Mój dzień na diecie to 1400-1700 kcal uzyskiwanych ze zdrowych produktów. Mniej więcej raz na tydzień pozwalam sobie, by w tych 1700 kcal znalazło się coś mniej zdrowego, na co akurat mam ochotę. Od czasu do czasu – nie więcej niż dwa razy w miesiącu, a zazwyczaj rzadziej, dobijam do 2000 kcal. Czytaj więcej o Dzień bez diety