Można, tylko po co?

Nigdy nie umiałam ładnie pisać. Najpierw, w pierwszej klasie, źle mi szły szlaczki, a potem pojawił się problem brzydkiego pisma. Był to dla mnie powód koszmarnych kompleksów, wszystkie moje koleżanki miały piękne zeszyty pełne kształtnych literek, a brzydkie pismo było domeną chłopców. I moją. A ja chciałam dorównać koleżankom, nie słyszeć wiecznie, że piszę jak […]

Sztuka proszenia

Ostatnio trafiłam na filmik, chyba fragment wywiadu, z Stevem Jobsem, w którym mówił, że warto prosić o pomoc, że nie zdarzyło mu się, żeby ktoś jego prośbie odmówił. Najwyżej oceniony komentarz? O tym, że proszenie o pomoc działa tylko między białymi ludźmi i o tym, że lepiej wszystko zawdzięczać tylko sobie. W związku z tym […]

Nikogo to nie obchodzi

Chociaż może ciężko w to uwierzyć, to krępuje mnie myśl, że ktoś na mnie patrzy, że ktoś mnie ocenia. Dlatego tak ciężko idzie mi to bieganie. Dlatego nie chodzę na siłownię. Dlatego nie maluję ust na czerwono. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która tak ma. Absurdalna sprawa, że nie tylko przejmuję się opinią absolutnie […]

Nie patrz na niepełnosprawnych!

Właśnie, chyba każdy został kiedyś upomniany, by się nie „gapił”, gdy z dziecięcą ciekawością i niewinnością przyglądał się niepełnosprawnemu. We mnie wykształciło to odruch uciekania wzrokiem w bok, gdy widzę osobę niepełnosprawną. Zły nawyk. Chyba nawet gorszy, niż to gapienie się, bo wzmaga wykluczenie niepełnosprawnych. Pokazuje: nie pasujesz tu, nie będę na ciebie nawet patrzeć.
Pamiętam, jak gdy miałam dwanaście lat, byłam na wydarzeniu sportowym, na którym była również grupa ludzi z zespołem Downa. Unikałam ich wzrokiem. Jedna z chorych dziewczyn podeszła do mnie i zapytała czemu na nią nie patrzę, czemu się jej boję. Mówiła, że nie trzeba się bać. Pamiętam moje zmieszanie. W końcu robiłam tylko to, czego zostałam nauczona. Przecież tak miało być właściwie. Czytaj więcej o Nie patrz na niepełnosprawnych!

Łatwiej nie znaczy gorzej

Gdzieś wewnątrz mnie tkwi głębokie przekonanie, że łatwiej jest równoznaczne z gorzej i z trudem akceptuję pewne ułatwienia. Na przykład przez długi czas uważałam wyrabianie ciasta drożdżowego w maszynie za swego rodzaju oszustwo. Nieuczciwe. Nieprawidłowe. I w ogóle z gruntu złe. Na szczęście zmieniłam zdanie i korzystając z dobrodziejstw mojego Thermomixu piekę ciasta drożdżowe kilka razy w miesiącu. Uwielbiam ciasta drożdżowe: ich różnorodność, zapach, to jak rosną…
Kolejnym, znów kulinarnym, „występkiem”, który przyprawia mnie o poczucie winy jest używanie proszku do pieczenia. Moja babcia, która jest absolutnie wspaniałą kucharką, jest uczulona na proszek do pieczenia i wpoiła mi, że do proszku uciekać się muszą tylko mniej wprawne gospodynie. Ile razy piekę biszkopt czuję się przegrana dodając do niego proszku. Jasne, jest biszkopt Genueński, który proszku nie wymaga, ale za pierwszym podejściem poległam na nim bardzo spektakularnie. I wiecie co zrobiłam jak na nim poległam? Podeszłam do niego jeszcze raz. I jeszcze raz. Bo zwykły biszkopt byłby oszustwem. A ile nerwów zawsze mnie te biszkopty kosztują… W ogóle robię je z sercem w gardle, a i tak prawie zawsze jest coś z nimi nie tak, choć na szczęście w ostatecznym rozrachunku są raczej smaczne. Ale za niskie. Ale krzywe. To, że lubię piec torty to jakiś czysty masochizm. Wieczne nerwy i frustracje: tu masa wypływa, tu biszkopt krzywy, tu całość się rozjeżdża. Mimo wszystko lubię i będę piec torty. Koniec kropka. Upór też po babci odziedziczyłam.Oczywiście zamówienie tortu to zbrodnia pierwszej kategorii i tego nawet nigy nie rozważałam. I zawsze czuję się bardzo obrażona, jak moja teściowa, w dobrej wierze, mówi mi żebym tort po prostu kupiła. Po moim trupie. Czytaj więcej o Łatwiej nie znaczy gorzej